Rozdział 7: Bo wszystkie lwy to jedna rodzina...
Ignis wstała z samego rana obudzona przez Kufę.- No chodź, siostra!
- Asante na pewno jeszcze tam nie ma - ziewnęła.
- Ale zanim dojdziemy, on już może tam być - uparł się maluch.
- Ugh, dobra, tylko daj mi zjeść śniadanie. - lwiczka wzięła się za jedzenie wczorajszej antylopy.
Kiedy skończyła, wyszła z Kufą na spacer. Sądząc po rzucanym cieniu, mieli jeszcze dużo czasu do spotkania z przyjacielem, więc udali się w stronę granicy z Cmentarzyskiem Słoni. Słońce prażyło niemiłosiernie, była pora sucha. Wtem naprzeciw wyszły im dwa dorosłe lwy. Jeden był żółty z brązową grzywą, a drugi bardzo jasny, kremowy z niebieskimi oczami.
Kopa |
- Cześć, dzieciaki. Wiecie może gdzie znajdę króla tej krainy? - zapytał jasny, schylając do nich głowę.
- W jakiej sprawie? - zapytała fachowo Ignis, tak jak ją uczył dziadek.
- Szukamy jakiegoś wodopoju, chcieliśmy prosić o zgodę na bezpieczne przejście przez te tereny - wytłumaczył ten z brązową grzywą.
- Jestem przyszłą królową tej ziemi i udzielam wam zgody na bezpieczne przejście i takie tam bla, bla, bla. Chodźcie się napić. - próbowała naśladować dziadka.
- Dziękujemy, wasza wysokość - rozbawiony jasny lew ukłonił się i trącił kompana łapą, aby ten zrobił to samo.
Brązowogrzywy przewrócił oczami, ale wykonał polecenie przyjaciela. Ignis zaprowadziła ich do wodopoju, gdzie spotkała się z Asante, który odciągnął ją na bok.
- Ci goście mogą być niebezpieczni. Wiesz w ogóle, kim oni są? - szepnął tak, aby tamci nie słyszeli.
- Są fajni. Przekonasz się. Zaprowadzę ich do taty.
- Ignis, ty chyba zwariowałaś. Albo zabiją twojego ojca, albo on ich. - próbował przemówić jej do rozsądku Asante.
Kufa przyglądał się uważnie wymianie zdań pomiędzy siostrą a przyjacielem i grzecznie się nie wtrącał. Postanowił iść do nowych lwów i ich trochę poznać.
- Skąd jesteście? - zapytał zadzierając łebek do góry.
- Z bardzo daleka. - odpowiedział brązowogrzywy, nim uprzedził go jasny.
Ignis zaprowadziła ich na Lwią Skałę, gdy trochę odpoczęli po podróży. Dostrzegła na ich pyskach niewyraźne miny. Myślała, że to z powodu strachu przed jej ojcem.
- Spokojnie, ani tata, ani dziadek nie zrobią wam krzywdy - próbowała ich pocieszyć.
- My... znamy to miejsce - powiedział jasny, zanim drugi zdążył go powstrzymać.
Wspięli się po kamiennych schodkach. Akurat była pora obiadu, dlatego wszyscy znajdowali się w jaskini, włącznie z seniorkami rodu - Sarabi i Sarafiną. Brakowało tylko króla, który poszedł załatwić jakąś pilną sprawę z nosorożcami. Naprzeciw przybyszom wyszła Nala. Coś ją ciągnęło w tamtą stronę, nie potrafiła się powstrzymać mimo możliwego zagrożenia. Odważnie stanęła naprzeciw lwów, niemal niezauważając wnucząt. Jej źrenice rozszerzyły się, gdy strzępki wspomnień wirowały w głowie. Lwa z ciemną grzywą nie rozpoznawała, ale niebieskooki...
- Mheetu? Mheetu, to naprawdę ty? - nie mogła uwierzyć własnym oczom.
Ostatnim razem widziała brata, gdy ten był jeszcze nastolatkiem. Został wygnany przez Skazę, za to, że na niego napadł. Teraz był dorosłym lwem.
Ostatnie spotkanie Mheetu z Nalą |
- Nala, siostrzyczko... Bałem się, że gdy wrócę, ciebie już nie będzie. A Skaza? Jeszcze żyje? Kto teraz rządzi, któreś z waszych dzieci? - Mheetu nie mógł powstrzymać potoku pytań.
- Skaza od dawna nie żyje, nigdy nie mieliśmy też dzieci. Moim mężem jest Simba, mamy córkę, zięcia i dwójkę wnucząt.
- Simba? Ale przecież Skaza go zabił...
- Nie, cudem przeżył. Znalazłam go w dżungli. Zresztą, opowiem ci o tym później.
Podszedła do nich Sarafina, która nie wiedziała, co się dzieje.
- Mama! - Mheetu niemal rzucił się z uściskami na starą lwicę niczym mały kociak.
W tym czasie Nala mierzyła wzrokiem drugiego lwa.
- Co jest, nie poznajesz mnie, mamo? - zapytał irytującym tonem.
- Kopa? - zapytała niepewnie.
- We własnej osobie - przewrócił oczami.
- Simba, szybko, chodź! - zawołała w głąb jaskini.
Przerażony lew popędził w tamtą stronę myśląc, że coś stało się jego ukochanej.
- Zobacz, to nasz syn! I mój brat! - krzyknęła podekscytowana.
Wtedy podeszła reszta stada.
- Kopa, to naprawdę ty... Wszyscy myśleliśmy, że zabiła cię Zira - Kiara wtuliła się w grzywę brata bliźniaka.
Uściskom i łzom ulgi nie było końca. Wszyscy chcieli usłyszeć opowieść o tym, gdzie byli jak ich nie było. Opowiadać zaczął Mheetu, gdyż jego przygoda rozpoczęła się jako pierwsza.
- Kiedy Skaza mnie wygnał, poszedłem szukać szczęścia gdzieś indziej. Niby mogłem wrócić, a on nie zrobiłby mi nic złego, gdyby wstawiła się za mną Nala. Ale nie mógłbym patrzeć na to, jak on dowala się do mojej siostry. Wolałem wrócić, gdy tego tyrana już nie będzie. Tym bardziej, że byłem za słaby, żeby jej bronić.
- Skaza? A kto to był? - zapytała zaciekawiona Ignis.
- Wiesz... To nie temat na dziś. Jak będziesz starsza to ci powiem, dobrze? - Nala próbowała odwlec w czasie niewygodne pytania wnuczki, przez co Ignis była sfrustrowana. - Poza tym, nie wypada przerywać wujkowi, kiedy mówi.
Mała lwiczka tylko przewróciła oczami i czekała na dalszą część opowieści nowego wuja.
- Pomieszkiwałem trochę na Rajskiej Ziemi, trochę w dżungli, czasami na pustyni. Nigdzie nie zostawałem zbyt długo. - mówił między kęsami zebry. - Pewnego dnia to się zmieniło, bo znalazłem Kopę. Dzieciaka nie mogłem targać z miejsca na miejsce, więc zorganizowałem jakąś norę na pograniczu Rajskiej Ziemi. Parę razy tamtejsze stado się nas czepiało, ale daliśmy jakoś radę. Dobra brachu, teraz twoja kolej. Czemu nie powiedziałeś, że jesteś synem Nali? - zwrócił się do Kopy.
- Bo nie pytałeś - mruknął w odpowiedzi.
Teraz z kolei on zaczął opowieść o tym, jak Mheetu był dla niego nieodpowiedzialnym rodzicem.
- Raz mało nie utopił mnie w rzece.
- Skąd miałem wiedzieć, że nie umiesz pływać? - zirytował się brat Nali.
- Trzeba było zapytać. Pamiętasz, jak zgubiłeś mnie w lesie? Kiedy się znalazłem po kilku dniach, stwierdziłeś: ,,Wiedziałem, że o czymś zapomniałem''.
Wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem. Mheetu był zażenowany. Kiara to wyczuła i postanowiła zmienić temat.
- Kopa, dlaczego uciekłeś? - zapytała z żalem.
- To... to już nie ma znaczenia. - odwrócił głowę i wbił spojrzenie w ziemię.
- Ależ ma... Straciłam brata na tyle lat i to nie ma znaczenia?
- Siostra, daj spokój. To już przeszłość. - rzucił na odczepnego.
Kiara nie rozumiała jego reakcji. Kiedyś był pełnym życia lwiątkiem, wielkim optymistą, a teraz? Teraz jest zgorzkniałym pesymistą. Lew zaś był poirytowany pytaniami siostry. Przecież wyraźnie dał znać, że nie chce o tym rozmawiać. Tym razem Nala zmieniła temat, nie chcąc dopuścić do kłótni między swoimi dziećmi.
- Poznaliście już dzieci Kiary?
- Te trzy urocze lwiątka? To one nas tutaj przyprowadziły - Mheetu puścił im oczko.
- Właściwie dwa. Ignis i Kufę. Asante jest ich przyjacielem. - uściśliła Kiara.
- Muszę już iść. Dziękuję za obiad. - Asante bał się pytań o swoje pochodzenie, więc poszedł do domu.
- Jak rozwiążemy sprawę władzy? - chwilę trwającą ciszę przerwał Simba.
- Zrzekam się praw do tronu - Kopa beztrosko wzruszył ramionami.
- Ale... Jesteś tego pewny? - zapytał z powątpieniem senior rodu.
Nastała cisza i wszyscy spojrzeli po sobie ze zdziwionymi miami.
- Tak jak tego, że w gwiazdach są Królowie z Przeszłości. Kiaro, kogo uraczyłaś zaszczytem zostania jego żoną?
- Moim mężem jest Kovu. - w tym momencie ciemnogrzywy wszedł do jaskini.
- Kovu? Ten wyrzutek?! - Kopa aż kipiał z wściekłości.
Przypomniały mu się dawne czasy, wędrówki na Złą Ziemię i to, przez kogo uciekł. Kiara nie rozumiała, o co chodzi bratu.
- On już nie jest wyrzutkiem. Jest jednym z nas - powiedziała niepewna reakcji bliźniaka.
- Porozmawiam chwilę ze szwagrem na osobności. To nie potrwa długo - obiecał brat Kiary, mając na myśli życie jej męża.
Wszyscy więc zajęli się z powrotem posiłkiem i wspominaniem dawnych czasów.
- Kopa...? - zapytał nieco zdezorientowany król i powoli cofał się do tyłu, gdy przybysz podchodził.
- Wreszcie możemy wyrównać rachunki, 'kochany' szwagierku. Mam kolejny powód do zemsty - szepnął tak, aby nikt inny poza nim i partnerem Kiary nie słyszał.
Zabrzmiało to złowrogo, niepokojąco. Kovu był już niebezpiecznie blisko krawędzi Lwiej Skały. Słońce chyliło się ku zachodowi, oświetlając swoim blaskiem całą scenerię. Dało się wyczuć wyraźny strach bijący od króla. Nie chciał walczyć z postawniejszym od siebie Kopą, ale nie miał innego wyjścia. Sypnął mu piachem w oczy. Przeciwnik przewidział ten ruch i osłonił się łapą.
- Takim samym tchórzem był Skaza. Popełniasz jego błędy - zadrwił.
- Proszę, porozmawiajmy spokojnie - próbował uspokoić sytuację Kovu, jednak Kopa zaczął coraz bardziej nacierać.
Po chwili mąż Kiary zawisł na krawędzi tak, jak kiedyś Skaza.
- I co teraz? - zapytał złośliwie Kopa.
- Wuju... proszę... - podeszła do nich mała Ignis, która te słowa wypowiedziała z chłodnym spokojem.
Kopa na chwilę się zawahał. Zabicie Kovu na oczach dziecka? To byłoby conajmniej niewłaściwe. Spojrzał na nią, na jej spokojny pyszczek. Gdy przyjrzał jej się uważniej, sam zaczął cofać się do tyłu. Ignis cały czas utrzymywała z nim kontakt wzrokowy. Kovu dostał szansę, aby wspiąć się na górę. Kopa tymczasem był zdziwiony, jak bardzo Ignis przypomina Vitani. Ta grzywka, niebieskie oczy... Czuł, jakby duchy przeszłości go w końcu dopadły. Jakby znowu stał się małym lwiątkiem, a obok niego stała Vitani... Cofał się coraz bardziej, aż wszedł do jaskini. W jej spojrzeniu było coś niepokojącego. Ignis szła tym samym tempem co on. Nie przerywała kontaktu wzrokowego nawet wtedy, gdy on oparł się o ścianę. Tymczasem Kovu podszedł do teścia i opowiedział całą sytuację. Wszyscy ze zdumieniem patrzyli na małą lwiczkę, która przykuła samym wzrokiem do ściany dorosłego lwa. W promieniach słońca, które jeszcze nie zaszło do końca, wyglądała jak złoty duch.
- Skaza - szepnęła niemal bezgłośnie Sarabi do Sarafiny ze strachem wymalowanym na pysku.
Ich prawnuczka przybrała nawet podobny do niego kolor futra przy nikłym, czerwonym jak krew świetle rozlewającym się po grocie. Nawet jej oczy przybrały zielonkawy odcień.
- To... to niemożliwe... nie moja wnuczka - Nala była niemal o krok od zemdlenia.
Wszyscy starsi członkowie stada pomyśleli o tym samym - Ignis miała spojrzenie Skazy. To samo świdrujące, pełne lodowatego chłodu i gniewnego spokoju spojrzenie Skazy i Ahadiego. Co, jeśli ona okaże się równie bezwzględną i surową władczynią? Czy nie zgubi jej żądza władzy? Nala musiała czym prędzej ostrzec córkę i zięcia. Jeśli jednak Ignis nie zostanie królową... powtórzy się historia Mufasy i Skazy.
Nala spojrzała znacząco na Simbę. Miał dokonać tego, co inni bali się zrobić. Przemówić do wnuczki.
- Wnusiu... - zaczął niepewnie patrząc na Ignis nadal przygwożdżającą jego syna do ściany - Czy mogłabyś... pójść po Rafikiego? Babcię Sarabi znowu grzbiet łamie - skłamał na poczekaniu.
Wiedział, że droga do szamana zajmie jej kilka minut i nie jest zbyt niebezpieczna. Poza tym, może Rafiki im poradzi, co zrobić w zaistniałej sytuacji...
- Jasne, dziadziu. Już idę - odpowiedziała z uśmiechem, odrywając wzrok od Kopy.
Kiedy wyszła z jaskini, wszyscy odetchnęli z ulgą.
- Kiaro, przykro mi to mówić, ale Ignis... Już teraz jest dla nas niebezpieczna. Nie wiemy, jakie jeszcze cechy mogła odziedziczyć po Skazie - odezwał się z powagą Simba - Widziałaś z resztą sytuację z Kopą...
- Ale to moja córka... - załamany głos młodej królowej niespodziewanie przeszedł w szloch. Wtuliła się w grzywę męża.
- Nie chodzi mi konkretnie o... pozbycie się jej, ale tron trzeba przekazać Kufie. Nie możemy ryzykować.
- Boję się, że w takim wypadku może być tak jak ze Skazą i Mufasą - wtrącił Kovu, niemal dokładnie odgadując myśli teścioowej.
- Pożyjemy, zobaczymy. Niech na razie zostanie tak jak jest - powiedziała stanowczo Nala.
Ignis słyszała ich rozmowę, oprócz wypowiedzi babci. ,,Jestem niebezpieczna?'' - pomyślała zdezorientowana. Nadal nie wiedziała, kim jest ten cały Skaza i dlaczego ją do niego porównują. Poszła po Rafikiego, mimo ciemności nocy. Postanowiła, że zamiast wrócić do domu, pójdzie na spotkanie z Asante. Nie wiedziała, że Kufa wymknął się za nią.
***
Heh, Skaza nam się wkrada :P
Przy okazji zaczęłam eksperymentować z cieniem i światłem (wiem, Mheetu nie jest tego najlepszym przykładem xD).
Uff, długo nie miałam czasu na tworzenie obrazków, dlatego ten post jest tak późno.
Do następnego posta!
Susanne